wtorek, 24 grudnia 2013

Wesołych Świąt!



W tym szczególnym czasie, chciałabym złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia. Pachnącej choinki, suto zastawionego stołu, stosu prezentów, rodzinki w kupie, świątecznej atmosfery oraz spełnienia marzeń!

To właśnie tego wieczoru, gdy wiatr zimnym śniegiem dmucha
W serca złamane i smutne, cicha wstępuje otucha.
To właśnie tego wieczoru, od bardzo wielu już wieków
Pod dachem tkliwej kolędy, Bóg się rodzi w człowieku.
Wyruszył już Mikołaj z prezentem do Ciebie.
Frunie na swych saniach po gwieździstym niebie.
Prezent prezentem, jednak dla Niego, najważniejsza jest Twoja radość i miłość do bliźniego.
Bo o to chodzi w te najradośniejsze święta, by brama serca Twojego została odemknięta.

Przesyłam uściski i buziaczki***
D.Sz.



K.C. czyli wirtualny słownik uczuć - Indeks

Ho, ho, ho!!! W ten szczególny, wigilijny wieczór, przybywam do Was z prezentem. Ostatnią częścią K.C. Miałyście rację, że przydałby się jakiś happy end. Zastanawiałam się jak nazwac tę część i po przeczytaniu jeszcze raz całości, zwróciłam uwagę na tytuł. Słownik... A czym kończy się słownik? Indeksem. A więc oddaję wam koniec mojej ulubionej historii, dziękując bardzo Alex za natchnienie mnie do jego napisania. Dedykacja dla niej.


To nie tak, że boję się umrzeć. Po prostu nie chciałbym być w pobliżu, kiedy to się stanie. 




I znowu to uczucie. Tym razem o wiele silniejsze, bo zwielokrotnione odrętwiającą pustką. Kolejny zadziwiający paradoks w tym niewytłumaczalnym pojęciu życia. Pustka przelewająca czarę zbliżającego się obłędu. Nieodkryty twór, pochłaniający cię od środka, niczym czarne dziury wypełniające wszechświat. Czym jesteśmy w porównaniu do nich? Gdzie znajdziemy się po zakończeniu naszego przestawienia? Powracające uczucie strachu przed śmiercią. Przeklęty Joe Black. Przeklęty dance makabre. A najgorsze było to, że tym razem nie mogłam liczyć na ratunek. Nie było mojego wybawiciela. Nie było mojego anioła. Nie było mojego Księcia Ciemności.

***

- Severusie wróciłam. Jeżeli jesteś w domu, dobrze ci radzę zwiewać, gdzie pieprz rośnie!
Czasami nie mogłam zrozumieć jego zachowania. Dorosły, odważny i inteligentny mężczyzna, a zachowywał się jak pokrzywdzony pięciolatek, obrażony na cały świat. Sama nie wiem, jak ja z nim wytrzymuję. Ale wiem, że dnia naszego ponownego spotkania nie zamieniłabym na żaden inny.
Ja – emocjonalna pustka, bez żadnej nadziei, on – emocjonalny chaos, zamykający się przed wszystkim i wszystkimi. Oboje straciliśmy coś najcenniejszego – naszą miłość. Potrzebowaliśmy pomocy i oparcia, i znaleźliśmy je w sobie. Staliśmy się dla siebie terapeutami zbłąkanych dusz. Mechanikami zniszczonych serc. Oboje tak różni, a w tej sprawie tak podobni. Będąc na dnie rodzą się najsilniejsze i najtrwalsze relacje, jak nasza.
Spotkaliśmy się na lotnisku. Jakby ktoś mi powiedział, że zobaczę Severusa Snape`a w takim miejscu, to wysłałabym go na przymusowe leczenie na oddziale zamkniętym w Szpitalu św. Munga. To było coś niewyobrażalnego. Coś niedorzecznego. Czysty absurd. A jednak.
Oboje obraliśmy ten sam kierunek: Awinion na południu Francji. Prawdopodobnie dlatego, że był wystarczający oddalony od Londynu, ale posiadający z nim magiczną więź. Akademia Magii Beauxbatons miała stać się naszym nowym Hogwartem, Awinion nowym Londynem, a wody Morza Śródziemnego, nowym Morzem Północnym. Inny świat, a jednak tak znajomy. Ciężko jest zapomnieć o przeszłości, tym bardziej jak nie chce się tego zrobić. Wtedy szuka się choćby najmniejszej cząstki łączącej nas z tym co było. Nawet najmniejszego potwierdzenia, że to co nas spotkało nie było snem. Że było ważne. Że było nasze. Było… Okropne słowo, przypominające mi o celu mojej ucieczki. Czy jestem tchórzem? Nie uciekłam, bo nie mogłam poradzić sobie z problemem, tylko dlatego, że od początku znałam jego rozwiązanie. Czasami lepiej nie wiedzieć. Mniej boli. Przynajmniej tak mawiała moja mama. Ja jednak zawsze wolałam znać prawdę. I mam za swoje.
- Severusie, wyłaź wreszcie. Dobrze wiem, że tu jesteś. – weszłam do kuchni, po drodze ściągając płaszcz i wieszając go na wieszaku. – Nawet. Się. Nie. Waż! – mój palec wskazujący powędrował właśnie w stronę osoby bezczelnie zżerającej makówki, które zrobiłam na święta. Winowajca odwrócił twarz w moją stronę, oblizując środkowy palec z ciemnej masy. Jak dziecko... – Jeszcze jeden kęs, a będziesz musiał sam upiec nowe.
- Jak chcesz nową jakość z dodatkiem wymyślnych olejków i eliksirów, świetnie trafiłaś.
- Tak, żeby się skończyło tak, jak z twoim sernikiem. Myślałam, że jako mistrz eliksirów masz lepszy węch.
- Wiesz, że tak.
- Naprawdę? Czyli dla ciebie ser pleśniowy jest idealnym składnikiem do ciasta, tak?
- W przepisie napisali, że mam użyć sera, nie napisali jakiego.
- A jego zapach nie podpowiedział ci, że to nie jest najlepszy wybór? Tak samo jak informacja, że należy dodać zmielonego sera?
- No przecież go zmieliłem.
- Och, Merlinie… Dobra mniejsza o to. Nie o tym chciałam z Tobą porozmawiać.
- Chyba wygłosić monolog… - wymruczał pod nosem.
- Słucham?
- Nie, nic takiego…
Pokręciłam głową, chowając makówki z powrotem do górnej półki. Mogłam dosłownie poczuć łakomy wzrok podążający za moją ręką.
- Myślałam, że po skończeniu wojny sobie odpuścisz, ale ty nigdy nie masz dosyć.
- Czego? Twojego gadania? – Mordercze spojrzenie. – Dobra, już jestem cicho.
- Uważaj, bo uwierzę. Mówię o Harrym.
- No tak. Słynny pan Potter. Nawet tutaj musi mnie prześladować.
- Och, przestań. Myślałam, że po tym wszystkim wreszcie skończysz z tą obsesją. Nawet nie wiesz ile razy pytał się o ciebie. Chciał z tobą w końcu normalnie porozmawiać.
- Skończmy ten temat.
- Severusie, dlaczego nie potrafisz zostawić tego wszystkiego za sobą? To cię wyniszcza. Krzywdząc innych, ranisz samego siebie. Wiesz jak nazywają to mugole? Miecz obosieczny.
- Proszę cię przestań.
- Nie ty przestań! Nie możesz karać Harrego i wszystkich wokoło za błędy innych. Minęło już tyle czasu…
- Dość! – uderzył pięścią w stół. W jego oczach widziałam palący ból. Świetnie znałam to uczucie. Od spotkania w hotelu, stał się on moim nieodłącznym towarzyszem. Podeszłam do niego, siadając na krześle i wskazując miejsce obok mnie. Czas na rewanż. Ja już dostałam od niego rozgrzeszenie, wraz z tak potrzebnym mi spokojem i nadzieją, teraz jego kolej. Usiadł zrezygnowany i wpatrując się w kuchenny blat rozpoczął swoją spowiedź.
- Świeże rany, czy nieświeże, w środku bolą tak samo. Najwyraźniej czterdzieści lat nie wystarczy, by zapomnieć o kobiecie, której poświęciłem wszystko. Której podarowałem cały swój świat, chcąc być przy niej zawsze, chcąc być przy niej wszędzie. Dla kobiety, za którą chciałem umrzeć, bo moje życie bez niej i tak nie miało żadnego znaczenia. A ona wbiła mi nóż w plecy odchodząc z osobą, której nienawidziłem najbardziej na świecie. Z powodem mojego upadku, samotności i przegranego życia. Ja z całą swoją naiwnością i miłością wyglądałem jak kawałek kartki, którą zmięła, ciskając w kąt. Dlatego jestem taki. Lawiruję między skrajnościami, nie wiedząc za czym się opowiedzieć. A najbardziej boli to, że ciągle mi o sobie przypomina. Muszę ją widywać pod postacią cudownego Harrego Pottera. Kiedy na niego patrzę cały mój świat trzęsie się w posadach, bo na nic zdają się usilne próby wyprucia jej ze swojej pamięci. Próby zapomnienia, że dla osoby, której poświęciłeś wszystko też byłeś zwykłym odmieńcem, wyszywanym inną nicią, niż reszta społeczeństwa. Dziwolągiem, który żył w swoim, odmiennym świecie. To smutne, bo to ona nim była. A żeby utrudnić sprawę, pomiędzy to wkradają się szczęśliwe chwile, które warto pamiętać. – przeniósł wzrok na moją załzawioną twarz. – Nie powinno się zapominać o przeszłości. To tak, jakby udawać, że to wszystko się nie wydarzyło.
Przysunęłam się bliżej niego, łapiąc jego dłonie.
- Wiem. Nie powiedziałam, że masz zapomnieć. Tego nie można zrobić i dobrze o tym wiem. – Severus kiwnął głową, dając znak, że pamięta naszą wieczorną rozmowę, dzień po przyjeździe. A raczej moją spowiedź. Podobną do jego, tylko z innym bohaterem. – Ale nie można żyć tylko wspomnieniami. – zastanowiłam się na chwilę - To trochę jak z mugolskim muzeum. – podniósł na mnie swój firmowy wzrok. Wiedziałam, że wkurzały go moje ciągłe odniesienia do świata mugoli. – Można go nazwać domem wspomnień, gdzie przeszłość zyskała należne jej miejsce. Przechadzając się po tym budynku, odwiedzając kolejne sale, ma się wrażenie, że czas stanął w miejscu. Zgromadzone tam cenne przedmioty, postacie, artefakty z przeszłości, przy pomocy odpowiedniej aranżacji wnętrz oraz dekoracji, opowiadają własną unikalną historię, pozwalając na spotkanie z duchem minionych czasów. Jest to niezwykłe miejsce, stworzone właśnie po to, by nie pozwolić następnym pokoleniom zapomnieć o wielkich czynach ich przodków. Ludzie przychodząc w to miejsce słuchają opowieści z dawnych lat, lub opowiadają je sobie na nowo. Jednak nie pozostają w tym miejscu na zawsze. Powracają do swojej teraźniejszości, ciesząc się życiem, które jak sobie przypomnieli jest tak krótkie i ulotne. Nie zapomnieli o swojej wizycie. Te wspomnienia pozostaną na zawsze w ich sercach, będąc ich bagażem doświadczeń, ale wyruszają w kolejną podróż, w poszukiwaniu nowych wspomnień. Aż do zapełnienia ich prywatnego albumu. – Przy ostatnich słowach ścisnęłam mocniej dłonie Severusa, przypominając sobie słowa mojego anioła.
- Czy ty właśnie w oryginalny i zrozumiały tylko dla siebie sposób próbujesz mnie zaprosić do muzeum? - uśmiechnęłam się szeroko, będąc mu wdzięczna za zmianę nastroju. Teraz tylko on potrafił odegnać moje obawy, przywracając spokój.
- Jak czegoś nie zmienisz w swoim życiu to wcale nie będę musiała cię tam zabierać, bo sam tam trafisz, jako eksponat. - Jego obrażona mina nie zrobiła na mnie wrażenia. Cały efekt psuł lekki uśmiech, błąkający się na jego ustach.
- Chyba nie sugerujesz, że jestem aż tak stary.
- Ależ oczywiście, że nie. – uśmiechnęłam się do niego jeszcze szerzej – Dlatego nie chcę, żeby inni cię tak postrzegali. Martwię się o ciebie i chciałabym żebyś w końcu był szczęśliwy.
- W tym akurat się zgadzamy. - Westchnęłam, opierając się o stół.
- Oboje jesteśmy siebie warci. Znamy teorię, ale nie potrafimy wykorzystać jej w praktyce.
- Ty możesz to naprawić.
- Nie. – zaprzeczyłam, dobrze wiedząc co ma na myśli. Nie chciałam kolejny raz słuchać o tym, że nie powinnam była uciekać. Sama wystarczająco dużo razy zadawałam sobie pytanie dotyczące słuszności mojej decyzji. – To już zamknięty rozdział.
- Zamknięty rozdział, do którego powracasz.
- Przez ciebie. – powiedziałam z wyrzutem, zwracając się w jego stronę. Gdyby nie twój telefon, dalej pisałabym swoją opowieść w spokoju.
- Święta to szczególny czas. Powinnaś go spędzić z rodziną i przyjaciółmi.
- Czyli z Tobą.
- Tak, ze mną też. – zobaczyłam jego uśmiech i skierowane na mnie, uważne spojrzenie. – Ale nie tylko. Obiecałem ci już, że dołączę do ciebie, jak tylko załatwię wszystkie sprawy w Beauxbaton i dotrzymam słowa. Nie możesz odgradzać się od osób, którym na tobie zależy.
- Powiedział specjalista w tej dziedzinie. – dodałam bez zastanowienia, dopiero po fakcie gryząc się w język. – Przepraszam.
- Nie. Masz rację. Tym bardziej nie chcę żebyś popełniała moje błędy. Powrót dobrze ci zrobi, wierz mi. A teraz radzę ci już udać się do łóżka, bo znając twoją miłość do porannego wstawania, nawet na samolot o 13 możesz się spóźnić. – nachylił się by pocałować mnie w czoło, ale podniosłam głowę dając mu buziaka w usta.
- Dobrze zastępowy tato. – uśmiechnęłam się, wstając od stołu.
- Zastępstwa wcale nie są takie złe.
- Wiem. Dlatego może w końcu posłuchasz mojej rady i zastąpisz Lilly kimś, kto bardziej zasługuje na twoje uczucie. Na przykład Alexią Castain, seksowną nauczycielką obrony przed czarną magią. S.S. – severus veris: surowa prawda. Nieźle cię określiła, nie sądzisz?
- Marsz do łóżka, zanim skończą się moje pokłady ojcowskiej cierpliwości.
- Oj stajesz się zgryźliwy. – mordercze spojrzenie w wykonaniu Severusa nigdy mi się nie znudzi - Dobra, dobra, już nic nie mówię. Dobranoc S.S.
- Dobranoc zastępowa córeczko.
Posłałam mu ostatni uśmiech, wchodząc po schodach do mojej sypialni.

***

Podróż na lotnisko minęła mi wyjątkowo szybko. Przez chwilę nawiedziło mnie dziwne uczucie deja vu, jednak szybko odgoniłam te myśli od siebie. W rytmie „Last Christmas” oraz w otoczeniu różnokolorowych światełek i girlandów, zmierzałam właśnie w stronę poczekalni, tuż po przejściu przez kontrolę bezpieczeństwa. Mimo tego całego zamieszania święta Bożego Narodzenia były na samym szczycie listy moich ulubionych momentów. Miały w sobie magię i niosły ze sobą nadzieję, tak bardzo mi teraz potrzebną. A świąteczne ozdoby i cała towarzysząca im atmosfera tylko idealnie dopełniała całość.
Po prawej stronie zobaczyłam przytulną kawiarenkę, więc postanowiłam tam przeczekać te pół godziny, pozostałe do odlotu. W połowie drogi zatrzymał mnie jednak komunikat, dochodzący z głośników.
- Uwaga. Pani Hermiona Granger proszona jest o podejście do punktu informacyjnego. Powtarzam pani Hermiona Granger.
Ja? Do punktu informacyjnego? Więc to chyba nic z bagażem. Lekko zaniepokojona zapytałam się pani w kiosku jak dojść do działu informacji i już po dwóch minutach zostałam skierowana przez wysokiego ochroniarza do małego pokoiku, jak się dowiedziałam służbowego, w głębi wąskiego korytarza. Na pytanie o cel tego wezwania, otrzymałam odpowiedź, że wszystko wyjaśni się na miejscu. Po solennych zapewnieniach, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, ruszyłam więc we wskazanym kierunku, stając przed drewnianymi drzwiami po lewej stronie. Nacisnęłam na klamkę i weszłam do gustownie urządzonego saloniku, którego centralną część zajmował mahoniowy, okrągły stół, ze śnieżnobiałym obrusem. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i nie zobaczywszy w nim nikogo, podeszłam bliżej stołu i zauważyłam na nim złotą kopertę, zaadresowaną moim imieniem i nazwiskiem. Wzięłam ją do ręki i wyjęłam z niej małą karteczkę. Na idealnie czarnym tle, złotymi literami widniał napis: K.C. to nie były inicjały, to było wyznanie.
Nie zdążywszy zastanowić się nad sensem tych słów, od strony drzwi usłyszałam znajomy głos.
- Miałaś ją przeczytać już wtedy w hotelu.
Odwróciłam się szybko za siebie i stanęłam twarzą w twarz z osobą, która gościła w moich myślach nieustannie od miesiąca, nie dając mi spokoju nawet w nocy.
- Jak ty… - zdołałam wyjąkać, nie mogąc przestać się w niego wpatrywać. W tym momencie przypomniał mi się ostatni wieczór. – Severus.
- Tak. Zadzwonił do mnie dzisiaj z informacją, że przylatujesz do Londynu. Nie zastanawiając się długo wsiadłem w samochód, chcą jak najszybciej cię zobaczyć. Szukałem cię cały miesiąc, odwiedzając dziesiątki miejsc i pytając się wszystkich twoich przyjaciół, i znajomych o miejsce twojego pobytu. Bezskutecznie. Nawet przeklęty Potter powiedział mi tylko, że dostał jedną, jedyną wiadomość od ciebie, że jesteś cała i zdrowa w bezpiecznym miejscu. Gdyby nie Severus, nie wiem czy udałoby mi się cię odnaleźć. – Zrozumiałam tylko połowę wypowiedzianych przez niego słów. Moja uwaga całkowicie skupiła się na jego twarzy, szczególnie oczach, rejestrując każde, pojawiające się w nich uczucie. Nie zauważyłam nawet jak odległość nas dzieląca zmniejszyła się do jednego kroku, a jego dłoń delikatnie dotknęła mojej. – Hermiono zrozumiem, jeśli nie będziesz w stanie mi w pełni wybaczyć i zaufać, mając w pamięci moje wcześniejsze szkolne oblicze, ale proszę daj mi szansę. Chciałbym żebyś wiedziała, że każde słowo, które ode mnie usłyszałaś, lub przeczytałaś miesiąc temu było prawdą. Od roku wszystko planowałem, by nie popełnić żadnego błędu, zapominając przy tym o najważniejszym: twoich uczuciach. Proszę cię tylko o szansę. – złapał moją wolną dłoń, zmniejszając naszą odległość do minimum. Nie mogąc znieść dłużej jego spojrzenia, przeniosłam wzrok na małą karteczkę, wciąż spoczywającą w mojej drugiej dłoni. Dopiero teraz w pełni zrozumiałam jej prawdziwe przesłanie. Ponownie spojrzałam w jego oczy i cichym głosem wyszeptałam:
- Pocałuj mnie. – Nie musiałam długo czekać na jego reakcję. Po kilku sekundach poczułam jego usta na swoich. Objęłam go ramionami, przylegając do niego całkowicie. Tak bardzo mi go brakowało. Teraz mogłam w myślach przeklinać swoją głupotę i dziękować niebiosom za jego wytrwałość i upór. Podziękowania należą się także Severusowi, oczywiście zaraz po tym jak usłyszy ode mnie litanię o niedotrzymywaniu obietnic. Po kilku, cudownych chwilach przerwaliśmy pocałunek, odsuwając się od siebie na krok.
- Już nigdy ode mnie nie uciekaj.
Nie miałam nawet takiego zamiaru. Potrząsnęłam głową, zaprzeczając, z powrotem przenosząc wzrok na karteczkę.
- Muszę Severusowi stworzyć taką wizytówkę. S.S. – różne oblicza prawdy.
- S.S? Severus Snape?
- Poniekąd, ale nie w tej wersji. Nieważne. Po prostu kolejne hasło w moim wirtualnym słowniku uczuć. – uśmiechnęłam się do niego i złapałam jego dłonie.
- To będziesz musiała stworzyć mi do niego indeks.
- Tylko jeżeli ty stworzysz dla mnie swój.
- Dla ciebie wszystko, księżniczko. Ale najważniejsze hasło już znasz. – wzmocnił uścisk i trzymając się za ręce wyszliśmy na zewnątrz, do głównego holu. Jeszcze nigdy nie byłam tak ciekawa kolejnej strony książki, jak kolejnego hasła w jego prywatnym słowniku uczuć. Miałam przeczucie, że razem stworzymy ich całkiem sporo.