poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Tajemnica życia - prolog

Coś zupełnie z innej bajki, ale mam nadzieję, że okaże się dla was poruszającą i inspirującą lekturą. Na samym początku chciałam to wrzucić jako kolejną miniaturkę, ale postawnowiłam, że wykorzystam to w trochę dłuższej historii. Prolog powstał w nocy z 26 na 27 kwietnia 2013 roku. Z założenia nigdy nim nie był i nigdy nie miał ujrzeć światła dziennego. Był to pierwszy tekst jaki kiedykolwiek napisałam. Uprzedzając wasze pytanie: tak będzie to opowiadanie z bohaterami Harrego Pottera i z ulubionym parringiem Dramione, z dodatkiem nowych postaci. Myślę, że z boku stworzą osobną zakładkę, która automatycznie będzie przenosić was do tej historii. Pozwoli to również oddzielić opowiadanie od miniaturek wrzucanych na bloga. Dziękuję wszystkim, dzięki którym powstał ten opis. Pomimo gorzkiego smaku naszych relacji pozwoliliście mi stworzyć coś, co na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Z dedykacją dla wszystkich zagubionych dusz, które muszą mierzyć się z okrutną rzeczywstością.


Prolog

„Każdy człowiek jest tajemnicą, którą ktoś musi zgłębić, by on mógł umrzeć szczęśliwie”




I znowu to samo… Ile już razy siedziała samotnie w pokoju, zastanawiając się co z nią nie tak?  Chcąc przestać istnieć, nic już nie czując? Nie płakała… Zabrakło już łez, które spłynęły po jej policzkach, zabierając ze sobą cały gniew, ból i cierpienie, zostawiając przerażającą pustkę, bez nadziei na jej wypełnienie. A ona tak krzyczała, błagając o pomoc. Nikt się nie odezwał, nikt się nie odwrócił, nikt nie podał jej ręki… Wszyscy odwrócili się od niej, zostawiając ją samą.
Opuszczona przez najlepszą przyjaciółkę, która zatraciła się w miłosnym rozdziale swojego życia.
Opuszczona przez rodziców, którzy po raz kolejny zatopili się w najlepszym, w ich mniemaniu, rozwiązaniu wszystkich nękających ich problemów.
Opuszczona przez znajomych, dla których była tylko duchem, przemierzającym uczelniane mury.
Nikt nie został jej pocieszeniem, którego tak potrzebowała.
Ona zawsze potrafiła wszystkich wysłuchać, wesprzeć. Była jak latarnia morska, do której kierowały się samotne, zagubione statki, przeżywszy kolejny sztorm na morzu zwanym życiem. Nie pytając o nic, pozwala im wyrzucić z siebie wszystkie smutki, niepowodzenia, porażki. Służyła dobrą radą, chcąc jak najszybciej przywrócić blask pustym, bezdennym oczom, które widziała naprzeciwko siebie. Nigdy się nie poddawała, zwyciężając i przywracając wszystkim zagubionym mapę, pozwalającą wrócić na właściwą drogę, a wszystkim bezradnym różdżkę, dzięki której ponownie wypełnili swoje życie magią. Dlaczego więc oni nie mogli zrobić tego samego dla niej?
Tyle przeprowadzonych pustych rozmów, przynoszących ze sobą tylko rozczarowanie.
Tyle utraconych nadziei na to, że w końcu znajdzie kogoś, kogo będzie mogła nazwać swoim przyjacielem. Kto dostrzeże tlący się w niej płomień, czekający na to, by wzniecić w jej wnętrzu ogień, rozjaśniający każde mroki jej życia. Kogoś, kogo będzie w stanie nazwać miłością swojego życia. Kto zaakceptuje ją całą, bez żadnych wyjątków. Miała w sobie tyle miłości, a nie miała kogo nią obdarzyć. Każdy już miał poukładane życie, w którym dla niej nie znalazł miejsca.
Nie uzewnętrzniała swoich uczuć, wręcz przeciwnie kumulowała je w sobie, bojąc się kogokolwiek zranić. Stała się więźniem własnych lęków, czekając na dzień, w którym przywrócą jej wolność. Na razie zadowala się czasowymi przepustkami, umożliwiającymi poznanie chwilowych uroków życia, które stały się jej jedyną nadzieją, jedynym ratunkiem przed całkowitym zatraceniem w ponurej rzeczywistości więziennego życia, do którego ciągle musiała powracać.
Jednak wiedział, że przedstawienie musi trwać. Nie może przecież zawieść wszystkich tych widzów, zgromadzonych w teatrze życia, czekających na wspaniały spektakl z jej udziałem. Przywdziewała już tyle masek, licząc na to, że któraś z nich zapewni jej akceptację. Na próżno. Na zawsze samotna. Już dawno odkryła, że jak chce zachować chociaż resztki szacunku dla samej siebie, musi przestać udawać. Taką została stworzona i taką odejdzie, z tlącą się nadzieją, że może znajdzie się choć jedna osoba, która zapłacze nad nią, zachowując ją w pamięci. Że pozostawi po sobie coś więcej, niż tylko same epitafium. Pozostaje grać dalej. Przecież nie chce zawieść swojego stwórcy. Jeżeli istnieje powód, dzięki któremu nie zeszła jeszcze ze sceny, pozwalając kurtynie opaść, zabierając jej ostatni oddech, jest nim On. Tylko dzięki niemu podnosiła się tyle razy, podążając dalej, mimo wszystko, ciernistą drogą, która została dla niej przygotowana. Nie chciała utracić szansy na wieczność w innym świecie, gdzie nie będzie już zależną od widzów kukiełką, odgrywającą swoją rolę, ale boską iskrą płonącą na piedestale chwały. Niestety teraz ciągle jest na ziemi, w tym przeklętym teatrze zagubionych dusz, w którym jest nic nieznaczącą aktorką. Wraca więc do szarej rzeczywistości, w której jedyną nadzieją dla niej jest świat marzeń, w który tak chętnie ucieka.
Pozostaje tylko zasnąć, czekając na kolejny dzień, który ponownie zmusi ją do podjęcia kolejnej walki o swoje życie. Znowu przywita świt wyuczonym uśmiechem na ustach, którym obdarzy wszystkich dookoła, w środku jednak krzycząc z rozpaczy, błagając o pomoc.
Czy tym razem ktoś ją usłyszy?




wtorek, 6 sierpnia 2013

Historia jednej piosenki - Tonight

Tym razem miniaturka powstała do piosenki. Jest mi szczególnie bliska. Zupełna zmiana klimatu, ale mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu. Dedykuję ją mojej kochanej Angelice, która swoją miniaturką natchnęła mnie do napisania tej historii. Znajdziecie ją na jej blogu: http://my-litle-life-love.blogspot.com/ Dziękuję ci, że jesteś. Druga dedykacja jest dla wszystkich fanów najpiękniejszych i najbardziej tajemniczych istot: wampirów. Pozdrawiam was serdecznie!


Historia jednej piosenki

„Tonight”




Moje życie, zamknięte na wieczność w skorupie zwanej ciałem. Moja mroczna dusza skryta za obliczem anioła. Nazywam się Kathrina. Kiedyś zwyczajna, zamknięta w sobie dziewczyna, obecnie na pozór pewna siebie, seksowna wampirzyca. Na pozór… Naprawdę dalej jestem tą samą istotą. Jednak dzięki tej przemianie znalazłam coś, czego brakowało mi przez całe swoje nastoletnie życie. Przyjaciół, którzy stali się dla mnie moją drugą rodziną. Nie jestem już sama i bezbronna. Wiem, że mam kogoś na kogo zawsze mogę liczyć. W takim razie dlaczego wciąż czuję się pusta? Miłość jest odpowiedzią. No bo kto pokocha wampira? Kto będzie w stanie przejść przez ramy kłamliwego obrazu, usilnie tworzonego przez tysiąclecia? Nie jesteśmy wygłodniałymi bestiami, czekający na kolejną ofiarę. Bezwzględnymi krwiopijcami, niezdolnymi do uczuć. Jesteśmy tymi samymi istotami, którymi byliśmy przed wampirzym rozdziałem życia. Zmieniły się nasze możliwości, ale nie charakter. Niebywała sprawność, niespotykana siła oraz wyostrzone do granic możliwości zmysły. To nasze cechy, z którymi musimy usilnie się ukrywać. Żyjemy jak więźniowie. Nasze atuty stały się naszym przekleństwem. Odrzuceni, niezrozumiani, zamknięci w swoim magicznym kręgu, do którego wpuszczamy tylko wybranych. Nie odczuwamy już pragnienia krwi. Nasze kły wbijają się w delikatną skórę jedynie w trzech przypadkach. W pierwszym, by odebrać życie osobie, która jest niegodna korzystania z największego daru, którym jest życie. Śmieszne, że my postrzegani przez ludzi, jako ich potencjalne zagrożenie, jesteśmy ich najwierniejszymi obrońcami. Każde życie jest bezcennym skarbem i powinno się je chronić – to nasze motto. W drugim, by zainicjować proces przemiany. Zmysłowy, cudowny rytuał dający nowe, nieśmiertelne życie. Jednak to spotyka nielicznych. Tych, którzy są ważni dla członków naszej rodziny. Reszta egzystuje w niewiedzy, że obok nich przechadzają się najpiękniejsze, najbardziej tajemnicze istoty, które kiedykolwiek stąpały po ziemi. Trzeci przypadek dotyczy dawania sobie najczystszej przyjemności. Nie macie pojęcia jakie to uczucie zatopić kły w ciele ukochanego. Poczuć jego rytm, tętno, poczuć jego smak. Wsysanie się w czyjąś szyję. Nocne uniesienia. Obietnica pysznej intymności. Słodki smak śliny i skóry. Bezgraniczna rozkosz. Myślałam, że niedane będzie mi tego doświadczyć, jednak się myliłam…

***

Cała historia rozpoczęła się w Londynie. Miałam przeprowadzić kolejną egzekucję. Bezwzględny psychopata, znęcający się nad żoną i dwójką dzieci. Plugawa bestia, mająca kilka morderstw na swoim koncie. Potwór niezasługujący na miano człowieka. Niezasługujący na to, by żyć. Znalazłam go wychodzącego z podrzędnego, brudnego baru. Wiedziałam, co miałam robić. Ten sam schemat. Zaciągnięcie w ciemny zaułek, wyssanie do ostatniej kropli krwi i dostarczenie ciała pod kostnicę, skąd jej pracownicy będą mieli możliwość poinformowania rodziny, dla której ta informacja będzie ich wybawieniem. Końcem ich prywatnego koszmaru. Tak miało być też teraz. Jednak ktoś postanowił wtargnąć do mojego życia, zmieniając je całkowicie.
Wbiłam się w szyję tego łajdaka, wysysając z niego ostatnie tchnienie życia, gdy zza rogu wyszedł on. Odsunęłam się i spojrzałam w jego stronę. Stał przerażony sytuacją, która rozgrywała się przed jego oczami. Przeklęłam pod nosem. Będę musiała przekonać go do milczenia. Podeszłam do niego i spojrzałam w jego oczy. W jego piękne szaroniebieskie tęczówki, które patrzyły na mnie z przerażeniem i czymś jeszcze, czego nie zdążyłam rozszyfrować. 
- K..k..kim jesteś? – Zdołał wyjąkać.
- Jestem wampirzycą. – Odpowiedziałam ze spokojem. Wiedziałam, że muszę być opanowana.
- Wa..wa..wampirzycą? – Jego delikatne usta cicho wyszeptały tych kilka słów.
- Tak. Czyżbyś mi nie wierzył? – Odparłam, spoglądając w jego przepiękne oczy. Językiem zebrałam resztki krwi z warg i pchana nieodgadnioną siłą, przybliżyłam się do niego i musnęłam delikatnie jego wargi swoimi. – Zachowaj to dla siebie. Wiesz, że i tak nikt ci nie uwierzy. – Szepnęłam tuż przy jego ustach. Po czym odsunęłam się od niego i odwróciłam tyłem z zamiarem jak najszybszego opuszczenia tego miejsca. Jednak zanim wcieliłam swój plan w życie, odwróciłam się ostatni raz w jego stronę i powiedziałam:
- Uważaj na siebie. I wiedz, że nie musisz się mnie bać. To wy sami jesteście swoim największym zagrożeniem. – Po tych słowach wzbiłam się w powietrze, szybując do naszej posiadłości.

Po kilku minutach byłam na miejscu. Miałam zamiar od razu udać się do swoich komnat, jednak zatrzymał mnie głos Davida.
- I jak? Wszystko poszło zgodnie z planem?
- Prawie…
- Jak to prawie? – zapytał, patrząc na mnie z lekkim uśmiechem.
- Ktoś mnie zobaczył, ale załatwiłam to. Nie musimy się martwić.
- Cóż wierzę ci. Ale dlaczego nie przyprowadziłaś go przed moje oblicze? Wiesz, że takimi przypadkami zajmuje się rada starszych.
- Wiem, ale nie było takiej potrzeby. Zajęłam się tym sama. - David patrzył na mnie uważnie. Czasami miałam wrażenie, że umie czytać mi w myślach, dzięki czemu zna każdą moją obawę, każde pragnienie. A ja jak na złość nie mogłam wyrzucić z głowy obrazu tych hipnotyzujących, niebieskich oczu. Tych delikatnych rysów twarzy. Tych platynowych blond włosów. Anioł – pomyślałam, mając przed oczami jego obraz. Opanuj się! – krzyczała moja podświadomość. - To nie ma prawa bytu. On jest człowiekiem, ty jesteś wampirzycą. Koniec, kropka. Jesteście z dwóch różnych światów. On – władca jasności, ty – pani ciemności. To nie może się udać.
- Czasami dwa światy mogą stworzyć jeden wspólny. Pamiętaj, że wieczność nie jest przywilejem wybranych, ale przeznaczeniem wszystkich. Każdy z nas odejdzie z tego świata. Nawet my. Upływ czasu nie pozostawia żadnego śladu na naszych ciałach, ale z każdym oddechem skraca nasze życie, aż do ostatniego tchnienia. Mam już 75 lat i wiem, że mój koniec jest bliski. – No tak – pomyślałam. – siedemdziesięciopięcio letnie doświadczenie zamknięte w ciele dwudziestopięcio latka. - Jednak przedtem będę musiał wyznaczyć swojego następcę. Chcę żebyś była nim ty, Kathrino.
- Co? Ja? Ja się nie nadaję. Nie jestem gotowa.
- Jesteś moje dziecko. – Odpowiedział gładząc mnie po policzku. – Musisz jeszcze znaleźć swojego księcia. A może już go znalazłaś? – I nie czekając na moją reakcję, skierował się w stronę salonu.
- To będzie długa noc… - szepnęłam sama do siebie, udając się do swojej sypialni na spoczynek.

***

Kolejnego dnia wieczorem postanowiłam odreagować wszystkie wydarzenia dnia wczorajszego i udałam się do jednego z londyńskich klubów. Damien i Christian chcieli pójść ze mną, ale musiałam odrzucić ich towarzystwo, obiecując, że kolejnym razem wybierzemy się razem. Uwielbiałam ich. Byli moimi najlepszymi przyjaciółmi, jednak tej nocy chciałam być sama. Klub był wypełniony po brzegi. Każdy chciał wykorzystać ten piątkowy wieczór na dobrą zabawę. Ja też miałam taki zamiar. Oddałam się mojej pasji. Dzięki tańcu mogłam zapomnieć o wszystkim, co mnie otaczało. Byłam tylko ja i parkiet. Jednak tym razem nie mogłam się pozbyć uczucia, że ktoś mnie ciągle obserwował. Po chwili poczułam czyjeś ręce na swoich biodrach i cichy szept przy uchu.
- Nie odwracaj się. – rozpoznałam ten głos i zapach. Wczoraj wieczorem skutecznie uniemożliwiał mi zaśnięcie. To był on. Pachniał cudownie. Tak bardzo chciałam spróbować jak smakuje…
- Twoje wczorajsze słowa nie dały mi spać. Nie potrafiłem normalnie funkcjonować, przypominając sobie delikatność twoich ust. – mówił trzymając mnie mocno w swoich objęciach. Może bał się, że ucieknę?
- Czy ty wiesz co i do kogo mówisz?
- Tak świetnie to wiem. Mój wczorajszy szok nie był wywołany prawdą o tobie, a całą twoją osobą. Tak się składa, że zdaję sobie sprawę z istnienia wampirów i nie tylko ich. Jestem czarodziejem. – Teraz to ja spięłam się słysząc te słowa. Wiele razy współpracowaliśmy z czarodziejami, gdy potrzebowali naszej pomocy, ale nigdy nie wchodziliśmy z nimi w głębsze stosunki. Każdy ograniczał się do swojego kręgu, w którym funkcjonował. Odwrócił mnie przodem do siebie. - Nie wiem jak to możliwe, że jeszcze tu stoję, bo nogi mam jak z waty, przypominając sobie nasze wczorajsze spotkanie. Proszę cię, zdradź swoje imię. – Powiedział z wyraźną nadzieją w głosie. Ponownie spojrzałam w te zniewalające tęczówki.
- Tylko jeśli ty zdradzisz mi swoje. – Złapał moją dłoń i uniósł ją do swoich ust składając na niej delikatny pocałunek.
- Draco Malfoy, madame. Czuję się zaszczycony mogąc cię poznać.
- Kathrina Morgane – odpowiedziałam, uśmiechając się do niego.
- Musisz częściej się uśmiechać i patrzeć na mnie. – Wypowiadając ostatnie słowa uniósł mój podbródek i przybliżył swoją twarz do mojej, składając na moich ustach słodki pocałunek. Jego usta były takie miękkie i gorące. Delektowałam się jego smakiem i dotykiem. Ta chwila była magiczna. W ostatniej sekundzie otrząsnęłam się z tego przedziwnego transu i odsunęłam od niego.
- Nie powinieneś był tego robić.
- Dlaczego nie? Życie to tylko chwila, nietrwająca wiecznie. Nawet dla ciebie. Gdybym cię nie pocałował, żałowałbym przez wieczność i wiem, że ty też.
- Nie wiesz na co się piszesz.
- Wiem dobrze czego chcę i jestem na to gotowy. Chcę ciebie, Kathrino. Tylko ciebie… - zdążył wyszeptać, zanim ponownie zatopił się w moich ustach.

***

Kolejne tygodnie były dla mnie jak sen. Pierwszy raz czułam się spełniona. Niczego mi już nie brakowało. Wiedziałam, że odnalazłam swoje przeznaczenie. David nie był zaskoczony widokiem Dracona. Przyjął go z otwartymi ramionami, tak jak reszta mojej rodziny. Wiem, że już tamtego wieczora wiedział jak to wszystko się potoczy. I miał rację. Dzisiejszej nocy zmienię życie dwojga osób. Swoje i jego. Tej nocy po raz pierwszy odprawię rytuał. Poznam jego smak, oddając mu siebie. Wiem, że dobrze wybrałam. Wiedziałam to już wtedy. Będziemy kroczyć u swojego boku przez życie, przygotowując się do naszego przeznaczenia. Każdego z nas czeka wieczność. Od nas tylko zależy jak będzie ona wyglądać. Ja mam zamiar wyznaczyć jej ramy już tej nocy…


piątek, 2 sierpnia 2013

Zaliczenia

Witam! Pomysł na ten one shot powstał podczas jednej z rozmów z Alex. Przekonajcie się jak dużą moc mają słowne dwuznaczności. Dedykuję go Ani Cierockiej za jej wspaniałe komentarze. Dziękuję ci kochana i pozdrawiam cie serdecznie! Dla takich osób jak ty założyłam tego bloga.


Szczególne pozdrowienia dla wszystkich studentów, którzy jakoś przeżyli czas zaliczeń i mogą cieszyć się upragnionymi wakacjami! A dla tych, którym się to jednak nie udało, proponuję wypróbować sposób zdobycia zaliczenia, przedstawiony na zdjęciu, które znajduje się pod tekstem. Chyba, że ktoś woli pomysł z miniaturki ;-)


Zaliczenia


Egzaminy końcowe to zdecydowanie najbardziej stresujący czas podczas całego roku szkolnego. Nieprzespane noce, godziny poświęcone na naukę, tysiące kartek z notatkami, których treść trzeba sobie jak najszybciej przyswoić i dziesiątki książek, czekających na ich przeczytanie. Jednym słowem mówiąc, koszmar. Tak jest w każdej szkole, bądź uczelni na całym świecie. Wyjątkiem nie była również Szkoła Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Adepci sztuk magicznych już od kilku dni nie potrafili myśleć o niczym innym, niż o zbliżających się egzaminach końcowych. Główną tego przyczyną byli nauczyciele, którzy na każdym kroku musieli im o tym przypominać. Samych zaliczeń też nie zamierzali ułatwiać. Kilkadziesiąt wymyślnych pytań różnego rodzaju, a każde trudniejsze od drugiego. Aż chce się zadać pytanie skąd do jasnej cholery oni je wytrzasnęli? W jedną godzinę tej potwornej męki można sobie przekreślić cały rok usilnych starań. Dodając do tego towarzyszący temu wszystkiemu stres, otrzymujemy mieszankę wybuchową, która już nie jednego doprowadziła do załamania nerwowego. A jak wiadomo zestresowany uczeń to rozkojarzony uczeń. To prawda znana od wielu już lat. Mimo to nauczyciele i tak dalej trzymają się kurczowo swoich praktyk. Jednak na szczęście, bądź nieszczęście niektórych zdarzają się wyjątki od tej reguły.

***

- Ile ona ma zamiar tam siedzieć? To już trwa dobre pół godziny. – W tym momencie drzwi Sali lekcyjnej otwarły się na oścież, a z klasy wyszła zarumieniona uczennica.
- No ja się już nie dziwię, że tyle to trwa. Przyjemność musi zabierać trochę czasu. – Zaśmiała się Lavender, patrząc na swoją przyjaciółkę Parvati.
- I co udało ci się? Podciągnęłaś tę ocenę?
- Chyba obciągnęła – skwitowała Brown. Wszyscy zaśmiali się z żartu koleżanki, a Parvati oblała się jeszcze większym rumieńcem. - Jak to się nazywają zaliczenia, to ja mogę mieć egzaminy codziennie.
- I co trudne były pytania. Jak to wyglądało? – Dopytywała się zestresowana Cho.
- No odpytywanie odbyło się oczywiście tradycyjną metodą ustną. Ciekawe jaką technikę zastosowałaś? – Lavender zdecydowanie nie miała zamiaru odpuścić.
- Jak chciałabyś wiedzieć poszło mi znakomicie! Poprawiłam na piątkę. – odgryzła się Parvati.
- O to jeszcze załapałaś się na poprawkę? To świetnie! Jak to mówią praktyka czyni mistrza!
- Oj przestań… - odezwał się zawstydzony Potter.
- No nie wiem czy akurat to będziesz krzyczeć w środku. Stawiałabym raczej na „Jeszcze trochę, panie profesorze. Zaraz skończę!”
- A profesor na pewno skwituje to dobitnym „O taaak, Potter… Trafiłeś w samo sedno!” – Dołączył się Dean. Cała klasa wybuchła niekontrolowanym śmiechem. Nie zauważyli nawet jak z klasy wyłonił się Brandon Dick – nowy nauczyciel obrony przed czarną magią.
- O matko, ja nie mogę… Muszę dojść do siebie. – Wydusił z siebie Dean.
- Panie Thomas, dojdzie Pan, gdy będziemy w Sali, zapewniam. Jak zdążyłem wyczytać teraz pańska kolej na zaliczanie, prawda?
- O to z pewnością. Tego zaliczenia nie zapomni do końca życia. - szepnęła Lavender na ucho Pottera – Pierwszy raz zawsze jest niezapomniany.
Twarza Deana niczym nie różniła się teraz od białej ściany, która znajdowała się za nim. Chłopak wyglądał jak trafiony zaklęciem Petrificus Totalus.
- No panie Thomas. Nie mamy całego dnia. Reszta również chciałaby dzisiaj wejść do tej klasy, by poprawić oceny. – Miny chłopaków zgromadzonych pod klasą, zdawały się mówić wyraźnie co innego – Czy jest tu ktoś, kto jeszcze wcale nie zaliczał? – Neville nie myśląc nad tym co robi, podniósł odruchowo rękę do góry. Dziewczyny zachichotały cicho. – Świetnie! Longbottom, prawda? Zapraszam do środka. Pan Thomas będzie musiał jeszcze trochę poczekać na swoją kolej. – Dean niezdolny do żadnej innej reakcji, spoglądał tylko na profesora szeroko otwartymi oczami – Panu Longbottomowi może to zając zdecydowanie więcej czasu. Musimy dogłębnie zaliczyć cały materiał. Myślę, że najodpowiedniejsza będzie forma ustna. – Neville wyglądał jakby miał za chwilę zemdleć, osuwając się po ścianie na ziemię, za to reszta zasłaniała dłońmi usta, żeby nie wybuchnąć śmiechem – Dla pozostałych zastosujemy chyba formę pisemną. Przyda wam się odpowiednie rozgrzanie rąk. Sprawne palce i wyćwiczone nadgarstki z pewnością przydadzą się wam podczas jutrzejszego praktycznego egzaminu z zaklęć. – Harry wydobywał z siebie odgłosy podobne do tych wydawanych przy duszeniu – Panie Potter proszę się nie dusić. Język z pewnością się jeszcze dzisiaj panu przyda. A pana, panie Longbottom zapraszam do środka. Najwyższy czas zaczynać. Ale proponuję najpierw stanąć, na leżąco będzie panu trudniej trafić... – Lavender spadła z krzesła, zwijając się ze śmiechu, a Potter opluł stojącego przed nim Deana, popijaną właśnie wodą. Brandon popatrzył na nich z politowaniem. – ...do Sali – dokończył, po czym zwrócił się ponownie do Nevilla - No śmiało. Proszę się rozluźnić, tak będzie panu zdecydowanie wygodniej. – Nauczyciel wepchnął przerażonego chłopaka do klasy i zamknął za sobą drzwi, a dziewczyny zaczęły pokładać się ze śmiechu, nie mogąc się opanować.
- O Boże, dlaczego tu nie ma Hermiony. Ona by mi na pewno jakoś pomogła. – jęknął załamany Harry.
- No nie wiem. Nie nazwałabym jej specjalistką w tej dziedzinie. Obawiam się, że wiedza podręcznikowa to trochę za mało. Jak chcesz mogę cię podszkolić. Tak się składa, że w praktyce jestem niezła. – Lavender zaśmiewała się, widząc przerażenie w oczach chłopaka.
- A właśnie gdzie jest Hermiona? – zapytał Dean, wycierając sobie mokrą koszulę chusteczką, patrząc przy tym groźnie na Pottera.
- Ma zajęcia pozalekcyjne u Snape`a. Ten nietoperz przekonał McGonagall, że potrzebuje korepetycji z eliksirów.
- O matko… Jak ona potrzebuje korepetycji, to mnie Snape chyba zapisze na wakacyjny kurs doszkalający. Całe lato w lochach, pięknie… - szepnął załamany Potter.
- Ej nie będzie tak źle. Przynajmniej nie czekają cię kolejne wakacje z Dursleyami.
- Chyba już wolę ich. Współczuję Hermionie. Ona chyba tam umiera.

***

- O Boże, umieram! Jeżeli tak mają wyglądać te korepetycje to zapisuję się na całoroczne douczanie. – powiedziała wykończona dziewczyna, opadając na poduszki.
- Hmm… ale ostrzegam że to będą bardzo intensywne zajęcia, panno Granger. – poinformował rozbawiony Severus.
- Ależ oczywiście przecież jesteśmy na profilu rozszerzonym. Musimy bardzo dokładnie zgłębić cały materiał.
- Widzę, że ktoś tu będzie musiał zostać po lekcjach, za dwuznaczne propozycje.
- O tak, zdecydowanie! Za to ty bierzesz nadgodziny.
- Nie wiem tylko czym wytłumaczę takie nagłe zainteresowanie zajęciami pozalekcyjnymi.
- Powiesz prawdę. Że masz bardzo zdolną uczennicę. – odpowiedziała Hermiona, patrząc wyzywająco na mistrza eliksirów.
- Tylko, że to miały być korepetycje kochanie…
- No cóż szybko się uczę. – Uśmiechnęła się zadziornie.
- Tak, bo masz najlepszego nauczyciela. – zawtórował jej Snape.
- A więc profesorze nie traćmy czasu i może przejdźmy do utrwalania przyswojonego materiału. – przysunęła się do niego, zarzucając mu nogę na biodro.
- Tylko jeżeli jutro zrobimy powtórkę z całego materiału. – przybliżył swoją twarz do jej.
- O tak, koniecznie z całego semestru! – zdążyła jeszcze zawołać, zanim zatraciła się w namiętnym pocałunku.
- O Severusie! Jak ja uwielbiam zaliczenia!