To nie tak, że boję się umrzeć. Po prostu nie chciałbym być w pobliżu, kiedy to się stanie.
I znowu to uczucie. Tym razem o wiele silniejsze, bo
zwielokrotnione odrętwiającą pustką. Kolejny zadziwiający paradoks w tym
niewytłumaczalnym pojęciu życia. Pustka przelewająca czarę zbliżającego się
obłędu. Nieodkryty twór, pochłaniający cię od środka, niczym czarne dziury
wypełniające wszechświat. Czym jesteśmy w porównaniu do nich? Gdzie znajdziemy
się po zakończeniu naszego przestawienia? Powracające uczucie strachu przed
śmiercią. Przeklęty Joe Black. Przeklęty dance makabre. A najgorsze było to, że
tym razem nie mogłam liczyć na ratunek. Nie było mojego wybawiciela. Nie było
mojego anioła. Nie było mojego Księcia Ciemności.
***
- Severusie wróciłam. Jeżeli jesteś w domu, dobrze ci radzę
zwiewać, gdzie pieprz rośnie!
Czasami nie mogłam zrozumieć jego zachowania. Dorosły,
odważny i inteligentny mężczyzna, a zachowywał się jak pokrzywdzony
pięciolatek, obrażony na cały świat. Sama nie wiem, jak ja z nim wytrzymuję.
Ale wiem, że dnia naszego ponownego spotkania nie zamieniłabym na żaden inny.
Ja – emocjonalna pustka, bez żadnej nadziei, on –
emocjonalny chaos, zamykający się przed wszystkim i wszystkimi. Oboje
straciliśmy coś najcenniejszego – naszą miłość. Potrzebowaliśmy pomocy i
oparcia, i znaleźliśmy je w sobie. Staliśmy się dla siebie terapeutami
zbłąkanych dusz. Mechanikami zniszczonych serc. Oboje tak różni, a w tej
sprawie tak podobni. Będąc na dnie rodzą się najsilniejsze i najtrwalsze
relacje, jak nasza.
Spotkaliśmy się na lotnisku. Jakby ktoś mi powiedział, że
zobaczę Severusa Snape`a w takim miejscu, to wysłałabym go na przymusowe
leczenie na oddziale zamkniętym w Szpitalu św. Munga. To było coś
niewyobrażalnego. Coś niedorzecznego. Czysty absurd. A jednak.
Oboje obraliśmy ten sam kierunek: Awinion na południu
Francji. Prawdopodobnie dlatego, że był wystarczający oddalony od Londynu, ale
posiadający z nim magiczną więź. Akademia Magii Beauxbatons miała stać się
naszym nowym Hogwartem, Awinion nowym Londynem, a wody Morza Śródziemnego,
nowym Morzem Północnym. Inny świat, a jednak tak znajomy. Ciężko jest zapomnieć
o przeszłości, tym bardziej jak nie chce się tego zrobić. Wtedy szuka się choćby
najmniejszej cząstki łączącej nas z tym co było. Nawet najmniejszego
potwierdzenia, że to co nas spotkało nie było snem. Że było ważne. Że było
nasze. Było… Okropne słowo, przypominające mi o celu mojej ucieczki. Czy jestem
tchórzem? Nie uciekłam, bo nie mogłam poradzić sobie z problemem, tylko
dlatego, że od początku znałam jego rozwiązanie. Czasami lepiej nie wiedzieć.
Mniej boli. Przynajmniej tak mawiała moja mama. Ja jednak zawsze wolałam znać
prawdę. I mam za swoje.
- Severusie, wyłaź wreszcie. Dobrze wiem, że tu jesteś. –
weszłam do kuchni, po drodze ściągając płaszcz i wieszając go na wieszaku. –
Nawet. Się. Nie. Waż! – mój palec wskazujący powędrował właśnie w stronę osoby
bezczelnie zżerającej makówki, które zrobiłam na święta. Winowajca odwrócił
twarz w moją stronę, oblizując środkowy palec z ciemnej masy. Jak dziecko... – Jeszcze jeden kęs, a
będziesz musiał sam upiec nowe.
- Jak chcesz nową jakość z dodatkiem wymyślnych olejków i
eliksirów, świetnie trafiłaś.
- Tak, żeby się skończyło tak, jak z twoim sernikiem.
Myślałam, że jako mistrz eliksirów masz lepszy węch.
- Wiesz, że tak.
- Naprawdę? Czyli dla ciebie ser pleśniowy jest idealnym
składnikiem do ciasta, tak?
- W przepisie napisali, że mam użyć sera, nie napisali
jakiego.
- A jego zapach nie podpowiedział ci, że to nie jest
najlepszy wybór? Tak samo jak informacja, że należy dodać zmielonego sera?
- No przecież go zmieliłem.
- Och, Merlinie… Dobra mniejsza o to. Nie o tym chciałam z
Tobą porozmawiać.
- Chyba wygłosić monolog… - wymruczał pod nosem.
- Słucham?
- Nie, nic takiego…
Pokręciłam głową, chowając makówki z powrotem do górnej
półki. Mogłam dosłownie poczuć łakomy wzrok podążający za moją ręką.
- Myślałam, że po skończeniu wojny sobie odpuścisz, ale ty
nigdy nie masz dosyć.
- Czego? Twojego gadania? – Mordercze spojrzenie. – Dobra,
już jestem cicho.
- Uważaj, bo uwierzę. Mówię o Harrym.
- No tak. Słynny pan Potter. Nawet tutaj musi mnie prześladować.
- Och, przestań. Myślałam, że po tym wszystkim wreszcie
skończysz z tą obsesją. Nawet nie wiesz ile razy pytał się o ciebie. Chciał z
tobą w końcu normalnie porozmawiać.
- Skończmy ten temat.
- Severusie, dlaczego nie potrafisz zostawić tego
wszystkiego za sobą? To cię wyniszcza. Krzywdząc innych, ranisz samego siebie.
Wiesz jak nazywają to mugole? Miecz obosieczny.
- Proszę cię przestań.
- Nie ty przestań! Nie możesz karać Harrego i wszystkich
wokoło za błędy innych. Minęło już tyle czasu…
- Dość! – uderzył pięścią w stół. W jego oczach widziałam
palący ból. Świetnie znałam to uczucie. Od spotkania w hotelu, stał się on moim
nieodłącznym towarzyszem. Podeszłam do niego, siadając na krześle i wskazując
miejsce obok mnie. Czas na rewanż. Ja już dostałam od niego rozgrzeszenie, wraz
z tak potrzebnym mi spokojem i nadzieją, teraz jego kolej. Usiadł zrezygnowany
i wpatrując się w kuchenny blat rozpoczął swoją spowiedź.
- Świeże rany, czy nieświeże, w środku bolą tak samo.
Najwyraźniej czterdzieści lat nie wystarczy, by zapomnieć o kobiecie, której
poświęciłem wszystko. Której podarowałem cały swój świat, chcąc być przy niej
zawsze, chcąc być przy niej wszędzie. Dla kobiety, za którą chciałem umrzeć, bo
moje życie bez niej i tak nie miało żadnego znaczenia. A ona wbiła mi nóż w
plecy odchodząc z osobą, której nienawidziłem najbardziej na świecie. Z powodem
mojego upadku, samotności i przegranego życia. Ja z całą swoją naiwnością i
miłością wyglądałem jak kawałek kartki, którą zmięła, ciskając w kąt. Dlatego
jestem taki. Lawiruję między skrajnościami, nie wiedząc za czym się opowiedzieć.
A najbardziej boli to, że ciągle mi o sobie przypomina. Muszę ją widywać pod
postacią cudownego Harrego Pottera. Kiedy na niego patrzę cały mój świat
trzęsie się w posadach, bo na nic zdają się usilne próby wyprucia jej ze swojej
pamięci. Próby zapomnienia, że dla osoby, której poświęciłeś wszystko też byłeś
zwykłym odmieńcem, wyszywanym inną nicią, niż reszta społeczeństwa.
Dziwolągiem, który żył w swoim, odmiennym świecie. To smutne, bo to ona nim
była. A żeby utrudnić sprawę, pomiędzy to wkradają się szczęśliwe chwile, które
warto pamiętać. – przeniósł wzrok na moją załzawioną twarz. – Nie powinno się zapominać
o przeszłości. To tak, jakby udawać, że to wszystko się nie wydarzyło.
Przysunęłam się bliżej niego, łapiąc jego dłonie.
- Wiem. Nie powiedziałam, że masz zapomnieć. Tego nie można zrobić
i dobrze o tym wiem. – Severus kiwnął głową, dając znak, że pamięta naszą
wieczorną rozmowę, dzień po przyjeździe. A raczej moją spowiedź. Podobną do
jego, tylko z innym bohaterem. – Ale nie można żyć tylko wspomnieniami. –
zastanowiłam się na chwilę - To trochę jak z mugolskim muzeum. – podniósł na
mnie swój firmowy wzrok. Wiedziałam, że wkurzały go moje ciągłe odniesienia do
świata mugoli. – Można go nazwać domem wspomnień, gdzie przeszłość zyskała
należne jej miejsce. Przechadzając się po tym budynku, odwiedzając kolejne
sale, ma się wrażenie, że czas stanął w miejscu. Zgromadzone tam cenne
przedmioty, postacie, artefakty z przeszłości, przy pomocy odpowiedniej
aranżacji wnętrz oraz dekoracji, opowiadają własną unikalną historię,
pozwalając na spotkanie z duchem minionych czasów. Jest to niezwykłe miejsce,
stworzone właśnie po to, by nie pozwolić następnym pokoleniom zapomnieć o
wielkich czynach ich przodków. Ludzie przychodząc w to miejsce słuchają
opowieści z dawnych lat, lub opowiadają je sobie na nowo. Jednak nie pozostają
w tym miejscu na zawsze. Powracają do swojej teraźniejszości, ciesząc się
życiem, które jak sobie przypomnieli jest tak krótkie i ulotne. Nie zapomnieli
o swojej wizycie. Te wspomnienia pozostaną na zawsze w ich sercach, będąc ich
bagażem doświadczeń, ale wyruszają w kolejną podróż, w poszukiwaniu nowych
wspomnień. Aż do zapełnienia ich prywatnego albumu. – Przy ostatnich słowach
ścisnęłam mocniej dłonie Severusa, przypominając sobie słowa mojego anioła.
- Czy ty właśnie w oryginalny i zrozumiały tylko dla siebie
sposób próbujesz mnie zaprosić do muzeum? - uśmiechnęłam się szeroko, będąc mu
wdzięczna za zmianę nastroju. Teraz tylko on potrafił odegnać moje obawy,
przywracając spokój.
- Jak czegoś nie zmienisz w swoim życiu to wcale nie będę
musiała cię tam zabierać, bo sam tam trafisz, jako eksponat. - Jego obrażona
mina nie zrobiła na mnie wrażenia. Cały efekt psuł lekki uśmiech, błąkający się
na jego ustach.
- Chyba nie sugerujesz, że jestem aż tak stary.
- Ależ oczywiście, że nie. – uśmiechnęłam się do niego
jeszcze szerzej – Dlatego nie chcę, żeby inni cię tak postrzegali. Martwię się
o ciebie i chciałabym żebyś w końcu był szczęśliwy.
- W tym akurat się zgadzamy. - Westchnęłam, opierając się o
stół.
- Oboje jesteśmy siebie warci. Znamy teorię, ale nie
potrafimy wykorzystać jej w praktyce.
- Ty możesz to naprawić.
- Nie. – zaprzeczyłam, dobrze wiedząc co ma na myśli. Nie
chciałam kolejny raz słuchać o tym, że nie powinnam była uciekać. Sama
wystarczająco dużo razy zadawałam sobie pytanie dotyczące słuszności mojej
decyzji. – To już zamknięty rozdział.
- Zamknięty rozdział, do którego powracasz.
- Przez ciebie. – powiedziałam z wyrzutem, zwracając się w
jego stronę. Gdyby nie twój telefon, dalej pisałabym swoją opowieść w spokoju.
- Święta to szczególny czas. Powinnaś go spędzić z rodziną i
przyjaciółmi.
- Czyli z Tobą.
- Tak, ze mną też. – zobaczyłam jego uśmiech i skierowane na
mnie, uważne spojrzenie. – Ale nie tylko. Obiecałem ci już, że dołączę do
ciebie, jak tylko załatwię wszystkie sprawy w Beauxbaton i dotrzymam słowa. Nie
możesz odgradzać się od osób, którym na tobie zależy.
- Powiedział specjalista w tej dziedzinie. – dodałam bez
zastanowienia, dopiero po fakcie gryząc się w język. – Przepraszam.
- Nie. Masz rację. Tym bardziej nie chcę żebyś popełniała
moje błędy. Powrót dobrze ci zrobi, wierz mi. A teraz radzę ci już udać się do
łóżka, bo znając twoją miłość do porannego wstawania, nawet na samolot o 13
możesz się spóźnić. – nachylił się by pocałować mnie w czoło, ale podniosłam
głowę dając mu buziaka w usta.
- Dobrze zastępowy tato. – uśmiechnęłam się, wstając od
stołu.
- Zastępstwa wcale nie są takie złe.
- Wiem. Dlatego może w końcu posłuchasz mojej rady i
zastąpisz Lilly kimś, kto bardziej zasługuje na twoje uczucie. Na przykład Alexią
Castain, seksowną nauczycielką obrony przed czarną magią. S.S. – severus veris:
surowa prawda. Nieźle cię określiła, nie sądzisz?
- Marsz do łóżka, zanim skończą się moje pokłady ojcowskiej
cierpliwości.
- Oj stajesz się zgryźliwy. – mordercze spojrzenie w
wykonaniu Severusa nigdy mi się nie znudzi - Dobra, dobra, już nic nie mówię.
Dobranoc S.S.
- Dobranoc zastępowa córeczko.
Posłałam mu ostatni uśmiech, wchodząc po schodach do mojej
sypialni.
***
Podróż na lotnisko minęła mi wyjątkowo szybko. Przez chwilę
nawiedziło mnie dziwne uczucie deja vu, jednak szybko odgoniłam te myśli od
siebie. W rytmie „Last Christmas” oraz w otoczeniu różnokolorowych światełek i
girlandów, zmierzałam właśnie w stronę poczekalni, tuż po przejściu przez
kontrolę bezpieczeństwa. Mimo tego całego zamieszania święta Bożego Narodzenia
były na samym szczycie listy moich ulubionych momentów. Miały w sobie magię i
niosły ze sobą nadzieję, tak bardzo mi teraz potrzebną. A świąteczne ozdoby i
cała towarzysząca im atmosfera tylko idealnie dopełniała całość.
Po prawej stronie zobaczyłam przytulną kawiarenkę, więc
postanowiłam tam przeczekać te pół godziny, pozostałe do odlotu. W połowie
drogi zatrzymał mnie jednak komunikat, dochodzący z głośników.
- Uwaga. Pani Hermiona Granger proszona jest o podejście do
punktu informacyjnego. Powtarzam pani Hermiona Granger.
Ja? Do punktu informacyjnego? Więc to chyba nic z bagażem.
Lekko zaniepokojona zapytałam się pani w kiosku jak dojść do działu informacji
i już po dwóch minutach zostałam skierowana przez wysokiego ochroniarza do małego
pokoiku, jak się dowiedziałam służbowego, w głębi wąskiego korytarza. Na
pytanie o cel tego wezwania, otrzymałam odpowiedź, że wszystko wyjaśni się na
miejscu. Po solennych zapewnieniach, że wszystko jest w jak najlepszym porządku,
ruszyłam więc we wskazanym kierunku, stając przed drewnianymi drzwiami po lewej
stronie. Nacisnęłam na klamkę i weszłam do gustownie urządzonego saloniku,
którego centralną część zajmował mahoniowy, okrągły stół, ze śnieżnobiałym
obrusem. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i nie zobaczywszy w nim nikogo,
podeszłam bliżej stołu i zauważyłam na nim złotą kopertę, zaadresowaną moim
imieniem i nazwiskiem. Wzięłam ją do ręki i wyjęłam z niej małą karteczkę. Na
idealnie czarnym tle, złotymi literami widniał napis: K.C. to nie były inicjały, to było wyznanie.
Nie zdążywszy zastanowić się nad sensem tych słów, od strony
drzwi usłyszałam znajomy głos.
- Miałaś ją przeczytać już wtedy w hotelu.
Odwróciłam się szybko za siebie i stanęłam twarzą w twarz z
osobą, która gościła w moich myślach nieustannie od miesiąca, nie dając mi
spokoju nawet w nocy.
- Jak ty… - zdołałam wyjąkać, nie mogąc przestać się w niego
wpatrywać. W tym momencie przypomniał mi się ostatni wieczór. – Severus.
- Tak. Zadzwonił do mnie dzisiaj z informacją, że przylatujesz
do Londynu. Nie zastanawiając się długo wsiadłem w samochód, chcą jak
najszybciej cię zobaczyć. Szukałem cię cały miesiąc, odwiedzając dziesiątki
miejsc i pytając się wszystkich twoich przyjaciół, i znajomych o miejsce
twojego pobytu. Bezskutecznie. Nawet przeklęty Potter powiedział mi tylko, że
dostał jedną, jedyną wiadomość od ciebie, że jesteś cała i zdrowa w bezpiecznym
miejscu. Gdyby nie Severus, nie wiem czy udałoby mi się cię odnaleźć. –
Zrozumiałam tylko połowę wypowiedzianych przez niego słów. Moja uwaga
całkowicie skupiła się na jego twarzy, szczególnie oczach, rejestrując każde,
pojawiające się w nich uczucie. Nie zauważyłam nawet jak odległość nas dzieląca
zmniejszyła się do jednego kroku, a jego dłoń delikatnie dotknęła mojej. –
Hermiono zrozumiem, jeśli nie będziesz w stanie mi w pełni wybaczyć i zaufać,
mając w pamięci moje wcześniejsze szkolne oblicze, ale proszę daj mi szansę.
Chciałbym żebyś wiedziała, że każde słowo, które ode mnie usłyszałaś, lub
przeczytałaś miesiąc temu było prawdą. Od roku wszystko planowałem, by nie
popełnić żadnego błędu, zapominając przy tym o najważniejszym: twoich
uczuciach. Proszę cię tylko o szansę. – złapał moją wolną dłoń, zmniejszając
naszą odległość do minimum. Nie mogąc znieść dłużej jego spojrzenia, przeniosłam
wzrok na małą karteczkę, wciąż spoczywającą w mojej drugiej dłoni. Dopiero
teraz w pełni zrozumiałam jej prawdziwe przesłanie. Ponownie spojrzałam w jego
oczy i cichym głosem wyszeptałam:
- Pocałuj mnie. – Nie musiałam długo czekać na jego reakcję.
Po kilku sekundach poczułam jego usta na swoich. Objęłam go ramionami,
przylegając do niego całkowicie. Tak bardzo mi go brakowało. Teraz mogłam w
myślach przeklinać swoją głupotę i dziękować niebiosom za jego wytrwałość i
upór. Podziękowania należą się także Severusowi, oczywiście zaraz po tym jak
usłyszy ode mnie litanię o niedotrzymywaniu obietnic. Po kilku, cudownych
chwilach przerwaliśmy pocałunek, odsuwając się od siebie na krok.
- Już nigdy ode mnie nie uciekaj.
Nie miałam nawet takiego zamiaru. Potrząsnęłam głową,
zaprzeczając, z powrotem przenosząc wzrok na karteczkę.
- Muszę Severusowi stworzyć taką wizytówkę. S.S. – różne oblicza prawdy.
- S.S? Severus Snape?
- Poniekąd, ale nie w tej wersji. Nieważne. Po prostu
kolejne hasło w moim wirtualnym słowniku uczuć. – uśmiechnęłam się do niego i złapałam
jego dłonie.
- To będziesz musiała stworzyć mi do niego indeks.
- Tylko jeżeli ty stworzysz dla mnie swój.
- Dla ciebie wszystko, księżniczko. Ale najważniejsze hasło
już znasz. – wzmocnił uścisk i trzymając się za ręce wyszliśmy na zewnątrz, do
głównego holu. Jeszcze nigdy nie byłam tak ciekawa kolejnej strony książki, jak
kolejnego hasła w jego prywatnym słowniku uczuć. Miałam przeczucie, że razem
stworzymy ich całkiem sporo.
Super :D
OdpowiedzUsuńOkey, wdech wydech. Jedyne, co mogę w tej powiedzieć, ekhem, a raczej napisać, to podziękowania. Za to, że zdecydowałaś się dokończyć miniaturkę. (Mam nadzieję, że to nie przez presję czytelników... :D). Walki Granger vs. Snape zawsze mnie powalają na łopatki, teraz było podobnie. Boże, jak oni słodko się kłócą! Niczym cukier *.* Zaraz eksploduję z nadmiaru wrażeń. Twój blog wystarczająco mnie rozbudził po pasterce.. ;)
OdpowiedzUsuńDobra, powiedziałabym (a raczej pogroziłabym), że mogłabyś napisać kolejną część miniaturki, ale w obawie o swoje zdrowie nie zrobię tego. Choć zapewne będę żałować, bo takich perełek to ze świecą szukać.
Buźka!
Jej, dokończyłam tą miniaturkę szczęśliwie! Ale mi zrobiłaś cudowny prezent na Święta :D
OdpowiedzUsuńWspaniałe zakończenie :)
M.
Staram się sformułować zdanie, które będzie miało sens, ale chyba nie potrafię się na to zdobyć.
OdpowiedzUsuńTe cztery części wstrząsnęły mną, zburzyły wszystko i nadal się zastanawiam, jak mogę jeszcze funkcjonować, skoro rozpadłam się na milion kawałków.
Zaczęłam czytać pierwszą notkę o 23, a to był błąd, bo skończyłam po 24 i w szkole wyglądałam jak zombie. Ale do rzeczy...
Ten tekst zalał mnie falą emocji, których nie potrafiłam nazwać, które zawładnęły moim umysłem, moim ciałem i duszą, moim sercem.
Opisy zniewalają, są tak dojrzałe, nietuzinkowe, oryginalne, przepełnione emocjami bohaterów, ich reakcjami i zachowaniami, czymś, co... wydaje się być nienamacalne, a jednak Ty umiałaś to uchwycić, złapać i wpleść do całego opowiadania zupełnie jakbyś... jakbyś sama to przeżyła. Czytając to, czułam się inaczej, wyobrażałam sobie Ciebie, siedzącą obok mnie i opowiadającą całą tę historię, ubarwiając ją poetyckimi opisami i tworząc pewną... hm... Otoczkę? Chyba tak, coś w rodzaju jaśniejącej poświaty, która lśni pomiędzy kolejnymi zdaniami, zabierając nas w podróż pełną nowych smaków i doznań. Inaczej nie potrafię tego opisać.
Ten świat, który stworzyłaś; bohaterowie niesamowicie przypominający jednocześnie zwykłych, szarych ludzi i tych niesamowitych, wyjętych żywcem z romansidła; nastrój towarzyszący czytelnikowi aż do końca - to wszystko zostało napisane tak pięknie, że nie jestem w stanie dostrzec żadnego błędu, choć, wierz mi, starałam się coś wyłapać ;)
Osiągnęłaś poziom pisania, o którym wielu może marzyć - a na pewno taka niepozorna ja. Chciałabym chociaż w połowie móc dorównać Twojemu warsztatowi pisarskiemu, ale zdaję sobie sprawę, że to praktycznie niemożliwe.
Tak się akurat złożyło, że czytając to opowiadanie, słuchałam The Calling - Could it be any harder. Przy trzeciej części już zaczynałam płakać, ale to były dobre łzy, bo dzięki nim wiedziałam, że posiadam uczucia i potrafię je okazywać. Przy końcu - Indeksie - już się szeroko uśmiechałam (co z pociąganiem nosa i zaczerwienionymi oczami nie wyglądało zapewne zbyt atrakcyjnie, ale kij z tym), chociaż... Ja chyba skończyłabym na trzeciej części. Oczywiście zakończenie było cudowne i cieszę się, że jednak się odnaleźli, ale ja zawsze wolę smutne zakończenia, bo to one przypominają nam o tym, żebyśmy nie żyli tylko w sferze naszych marzeń i nadziei, ale pamiętali o szarym, monotonnym świecie, gdzie szczęśliwych zakończeń jest o wiele mniej. Już nieraz doświadczyłam podobnego rozczarowania i staram się przygotowywać na każde kolejne, co nie jest takie łatwe, ale nie niemożliwe.
Właściwie mam niecałe 16 lat i trudno jest odnaleźć mi się w tak dojrzałym tekście, chociaż tak bardzo mnie poruszył, że... Nie wiem, jak mam się wysławiać. Brakuje mi zdań, wyrażeń, czegokolwiek, co mogłoby podkreślić Twój talent do opisywania emocji... Oj, chyba się powtarzam.
Nie wiem, czy myślałaś o wydaniu książki, ale jeśli tak, to wiedz, że już masz pierwszą czytelniczkę (i zapewne nie ostatnią) :)
Pozdrawiam serdecznie,
Fioletoowa
P.S. Dodałabym tutaj ulubiony cytat z opowiadania, ale nie potrafię wybrać, jest ich tak wiele...
P.S.2 Nie wiem, czy ten komentarz jest spójny i logiczny, ale nie jestem w stanie teraz tego zweryfikować, nadal jestem w szoku, choć minęło już prawie 20 godzin, od kiedy skończyłam czytać ostatnie zdanie.